Powstało narzędzie, w którym każdy zainteresowany może sprawdzić, czy w jego sąsiedztwie mieszka osoba skazana za przestępstwa popełnione na tle seksualnym. Według jednych to element bezpieczeństwa publicznego. Zdaniem drugich raczej jest to przykład inspirowanej politycznie stygmatyzacji.
Prowadzony przez Ministerstwo Sprawiedliwości Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym składa się z dwóch części: rejestru publicznego, do którego dostęp ma każdy oraz z rejestru z dostępem ograniczonym, z którego korzystać mogą ograny ściągania, wymiar sprawiedliwości oraz instytucje zajmujące się opieką nad dziećmi. W związku z tym dyrektorzy szkół, ale także np. organizatorzy kolonii, mają obowiązek sprawdzać, czy osoby, które zamierzają zatrudnić, znajdują się w rejestrze. Za niedopełnienie tego obowiązku grożą kary (grzywna nie niższa niż 1000 zł a nawet areszt).
W tych rejestrach, od 1 stycznia 2018 r., ujawniane są dane osób skazywanych za przestępstwa o charakterze seksualnym m.in. gwałcicieli oraz pedofilów. Wśród danych, do których każdy będzie miał dostęp, znajdą się imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, data i miejsce przestępstwa a nawet zdjęcie osoby skazanej.
W części ogólnodostępnej znalazły się dane 768 osób, a w części z dostępem ograniczonym znajduje się 2614 nazwisk.
Wprowadzenie rejestru to efekt przygotowanej uchwalonej 13 maja 2016 roku ustawy o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym. Weszła ona w życie 1 października 2017 r. Od tego dnia dane sprawców najpoważniejszych przestępstw na tle seksualnym są dostępne w Rejestrze z dostępem ograniczonym. Natomiast w związku z ustawowymi gwarancjami, przewidującymi możliwość wystąpienia z wnioskiem o wyłączenie zamieszczenia danych w Rejestrze publicznym, do końca ubiegłego roku nie było w nim żadnych danych. Wiązało się to z tym, że przestępcy, którzy zostali prawomocnie skazani za czyn popełniony przed wejściem w życie ustawy, mogli wystąpić do sądu z wnioskiem o wyłączenie zamieszczenia ich danych w Rejestrze publicznym i należało dopełnić związanych z tym terminów.
Teraz dane sprawców będą trafiać do odpowiednich rejestrów bezpośrednio po uprawomocnieniu się wyroków i rozpoznaniu na bieżąco wniosków o wyłączenie.
Uruchomienie rejestru publicznego budzi kontrowersje natury etycznej. Z jednej strony wszyscy chyba się zgodzą, iż państwo ma niezaprzeczalny obowiązek prowadzenia działań chroniących obywateli, szczególnie tych najmłodszych. Podkreśla się przy tym często, że kreując politykę bezpieczeństwa publicznego państwo musi dbać przede wszystkim o prawa i interesy ofiar, nie zaś sprawców. Z drugiej strony czyż można zlekceważyć głosy podkreślające, że przecież cel nie uświęca środków, a szczytne intencje nie powinny być usprawiedliwieniem dla działań pozorowanych, zahaczających o łamanie praw człowieka (a takowe posiadają też sprawcy), stygmatyzujących i budzących niepokój, czy tak wrażliwe dane nie będą przypadkiem instrumentalnie wykorzystywane.
Na podstawie: ms.gov.pl